Przyjechałam busem z Lublina i wysiadłam na rynku.
Rekonstrukcja rzeźby św. Heleny
Ufundowanej przez kockich mieszczan
Jako wotum za odzyskanie kościoła parafialnego
Pod wezwaniem WNMP z rąk kalwinów w 1649 roku.
Kock, maj 2013 roku
Rzeźba św. Heleny stanęła na rynku pod koniec XVIII w. i pierwotnie znajdowała się między dwiema studniami z kołowrotami. Jedna taka studnia widoczna jest na zdjęciu.
Ale to nie obecny kościół odzyskano z rąk kalwinów. Ten powstał w 1782 r. wg projektu Szymona Bogumiła Zuga z fundacji Anny Jabłonowskiej z Sapiehów. Poszłam do niego po obejściu całego rynku. Akurat był pogrzeb, więc z jednej strony dobrze, bo otwarty, z drugiej - głupio było się plątać. Krążyłam więc na zewnątrz, potem udało się wejść.
Jakoś szczególnie przypadły mi do gustu figury w otoczeniu i na kościele. Poniżej te widoczne na poprzednim zdjęciu, po obu stronach wejścia.
Natomiast tej figury, z tyłu kościoła, to bym w nocy nie chciała zobaczyć... Zwłaszcza z bliska to horror :)
Po wojnie kościół przeszedł rekonstrukcję. Wystrój wnętrza jest ograniczony głównie do ozdób architektonicznych, jest dość skromny, i to chyba wyróżnia go spośród większości kościołów.
Dzwonnice po obu stronach kościoła są autentyczne.
Okres kalwiński w dziejach miasta związany jest z rodziną Firlejów. W 1518 r. właścicielem miasta został Mikołaj Firlej, wojewoda sandomierski, hetman wielki koronny. Firlejowie założyli gimnazjum kalwińskie (jedno z najlepszych w Małopolsce), drukarnię i papiernię, powstał wtedy również zamek. Kock został zniszczony w roku 1648 przez oddziały kozackie Bohdana Chmielnickiego. Ocalała kaplica zboru kalwińskiego z XVII w., w 1 poł. XIX w. wykorzystana przy budowie obecnej plebanii.
Około 1750 r. miasto trafiło w ręce Anny Pauliny z Sapiehów Jabłonowskiej, która ufundowała nie tylko obecny kościół, ale też ratusz i pałac, oraz wytyczyła ponownie rynek i układ ulic. Próbowała też wprowadzać reformy gospodarcze, co doprowadziło ją do bankructwa. Po jej śmierci w roku 1800 Kock przejęli bankierzy warszawscy.
Warto jeszcze dodać, że Kock prawa miejskie uzyskał w roku 1417 na prośbę biskupa płockiego Jakuba. Biskupi płoccy byli pierwszymi właścicielami miasta, od XII w.
Prawa miejskie miasto utraciło w roku 1870 w związku z powstaniami, a odzyskało w 1915. Po I wojnie światowej Kock nie rozwijał się zbyt intensywnie, a sytuację pogorszył dodatkowo pożar w roku 1927.
Po zwiedzeniu kościoła udałam się do pałacu Jabłonowskich, również wg projektu Szymona Bogumiła Zuga. Powstał on w latach 70-tych XVIII w. na bazie pałacu Firlejów. Było to centrum życia kulturalnego i naukowego.
Kolejna właścicielka Kocka, baronowa Aleksandra z Meissnerów d’ Austett, zleciła w 1832 r. Henrykowi Marconiemu przebudowę pałacu. Uprościł on jego architekturę.
W czasie II wojny światowej pałac był siedzibą władz okupacyjnych. 6 października 1939 r. gen. brygady Franciszek Kleeberg, dowódca Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Polesie", podpisał tu akt kapitulacji, kończący kampanię obronną 1939 r.
Po wojnie była tu szkoła i mieszkania socjalne, a obecnie - Dom Pomocy Społecznej im. Macieja Rataja.
Ogrody pałacowe są autorstwa Szymona Bogumiła Zuga, ale podczas przebudowy pałacu również i one były przekształcane. Był tu niegdyś jeden z najlepszych ogrodów botanicznych w Europie.
Park krajobrazowy zajmuje powierzchnię 4 hektarów. Jest tam kilka alej, ale najpiękniejsza wg mnie jest grabowa. Prowadzi do figury Matki Boskiej z 1875 r.
Po wyjściu z terenu pałacowego, na ul. Kościuszki, natrafiłam na drewniane domy.
Chwilę potem stałam przed swoim głównym celem - Domem Cadyka, zwanym też "rabinówką".
"W domu tym mieszkał ostatni kocki rabin, Josef Morgenstern. Zginął on od wybuchu pierwszej bomby, która spadła na miasto na początku II wojny światowej - 9 września 1939 roku. Trafiła akurat w prowizoryczny schron usypany w ogrodzie nieopodal domu.
Prawda, że robi wrażenie? Mnie ta historia tak nakręciła, że pojechałam do Kocka. Hanna Krall opisała ją w reportażu „Narożny dom z wieżyczką” („Hipnoza”,1989).
Na cmentarz żydowski szłam ul. Radzyńską.
Za tym pięknym domem trzeba skręcić w prawo, potem jeszcze raz w prawo, i widać bramę XVIII-wiecznego kirkutu.
Stanęłam przed bramą i zaczęłam robić zdjęcia, myśląc, że to by było na tyle. Pan opiekujący się cmentarzem pojawił się po kilku minutach (identycznie było w Lesku w Bieszczadach - też zobaczył mnie przez okno). Nie tylko wpuścił na cmentarz, ale też opowiedział sporo ciekawych rzeczy.
Opiekę nad kirkutem zlecił mu po długiej rozmowie przedstawiciel gminy żydowskiej z USA. Opowiadał, jak przyjeżdżają wycieczki i zdarza się, że przechodzą przez ogrodzenie, żeby uniknąć opłat. Ale najbardziej szokująca była dla mnie opowieść o tym, jak przyjechała wycieczka z Izraela, uczniowie w wieku licealnym, i zaczęli wyrywać macewy. Poustawiali je pod drzewami. Mój rozmówca, który był przecież oficjalnym opiekunem cmentarza, próbował interweniować, rozmawiać z nimi przez tłumacza. Reakcja była żadna. Niepojęte...
Oprócz wyrwanych macew, o drzewa oparte są też fragmenty przerobione na koła szlifierskie już po wojnie.
Na szczęście części macew nie zdołali wyrwać i pozostały na swoim miejscu.
Ale to nie obecny kościół odzyskano z rąk kalwinów. Ten powstał w 1782 r. wg projektu Szymona Bogumiła Zuga z fundacji Anny Jabłonowskiej z Sapiehów. Poszłam do niego po obejściu całego rynku. Akurat był pogrzeb, więc z jednej strony dobrze, bo otwarty, z drugiej - głupio było się plątać. Krążyłam więc na zewnątrz, potem udało się wejść.
Kościół pw. Wniebowzięcia NMP |
Natomiast tej figury, z tyłu kościoła, to bym w nocy nie chciała zobaczyć... Zwłaszcza z bliska to horror :)
Po wojnie kościół przeszedł rekonstrukcję. Wystrój wnętrza jest ograniczony głównie do ozdób architektonicznych, jest dość skromny, i to chyba wyróżnia go spośród większości kościołów.
Dzwonnice po obu stronach kościoła są autentyczne.
Okres kalwiński w dziejach miasta związany jest z rodziną Firlejów. W 1518 r. właścicielem miasta został Mikołaj Firlej, wojewoda sandomierski, hetman wielki koronny. Firlejowie założyli gimnazjum kalwińskie (jedno z najlepszych w Małopolsce), drukarnię i papiernię, powstał wtedy również zamek. Kock został zniszczony w roku 1648 przez oddziały kozackie Bohdana Chmielnickiego. Ocalała kaplica zboru kalwińskiego z XVII w., w 1 poł. XIX w. wykorzystana przy budowie obecnej plebanii.
Około 1750 r. miasto trafiło w ręce Anny Pauliny z Sapiehów Jabłonowskiej, która ufundowała nie tylko obecny kościół, ale też ratusz i pałac, oraz wytyczyła ponownie rynek i układ ulic. Próbowała też wprowadzać reformy gospodarcze, co doprowadziło ją do bankructwa. Po jej śmierci w roku 1800 Kock przejęli bankierzy warszawscy.
Warto jeszcze dodać, że Kock prawa miejskie uzyskał w roku 1417 na prośbę biskupa płockiego Jakuba. Biskupi płoccy byli pierwszymi właścicielami miasta, od XII w.
Prawa miejskie miasto utraciło w roku 1870 w związku z powstaniami, a odzyskało w 1915. Po I wojnie światowej Kock nie rozwijał się zbyt intensywnie, a sytuację pogorszył dodatkowo pożar w roku 1927.
Po zwiedzeniu kościoła udałam się do pałacu Jabłonowskich, również wg projektu Szymona Bogumiła Zuga. Powstał on w latach 70-tych XVIII w. na bazie pałacu Firlejów. Było to centrum życia kulturalnego i naukowego.
Kolejna właścicielka Kocka, baronowa Aleksandra z Meissnerów d’ Austett, zleciła w 1832 r. Henrykowi Marconiemu przebudowę pałacu. Uprościł on jego architekturę.
W czasie II wojny światowej pałac był siedzibą władz okupacyjnych. 6 października 1939 r. gen. brygady Franciszek Kleeberg, dowódca Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Polesie", podpisał tu akt kapitulacji, kończący kampanię obronną 1939 r.
Po wojnie była tu szkoła i mieszkania socjalne, a obecnie - Dom Pomocy Społecznej im. Macieja Rataja.
Oficyna pałacowa |
Budynek mieszkalny służby |
Ogrody pałacowe są autorstwa Szymona Bogumiła Zuga, ale podczas przebudowy pałacu również i one były przekształcane. Był tu niegdyś jeden z najlepszych ogrodów botanicznych w Europie.
Park krajobrazowy zajmuje powierzchnię 4 hektarów. Jest tam kilka alej, ale najpiękniejsza wg mnie jest grabowa. Prowadzi do figury Matki Boskiej z 1875 r.
Po wyjściu z terenu pałacowego, na ul. Kościuszki, natrafiłam na drewniane domy.
"Tańczący z widłami" :))); ul. Kościuszki/ Joselewicza |
Ul. Kościuszki 12 |
Ul. WP/ Polna |
Ze strony Lubelskie Klimaty:
"W domu tym mieszkał ostatni kocki rabin, Josef Morgenstern. Zginął on od wybuchu pierwszej bomby, która spadła na miasto na początku II wojny światowej - 9 września 1939 roku. Trafiła akurat w prowizoryczny schron usypany w ogrodzie nieopodal domu.
Josef Morgenstern był prawnukiem Menachema Mendla - jednego z
najsłynniejszych cadyków (charyzmatycznych przywódców religijnych ruchu
chasydzkiego). Ten urodził się w 1787 w Biłgoraju, do Kocka przybył w
1829 roku. Był uczniem Jakuba Icchaka Horowica (,,Widzącego z Lublina”) i Symchy Binema z Przysuchy,
twórcą tzw. chasydyzmu kockiego (lata 1834 - 1859). Miał taki
autorytet, że do Kocka ściągały tłumy wyznawców z Polski i z zagranicy.
Menachem Mendel zasłynął też tym, że w 1839 zamknął się w jednej z izb
swojego domu i żył tak przez 20 lat, aż do śmierci. Przez otwory
przebite w drzwiach słuchał odprawianych w przyległej izbie nabożeństw,
podawano mu przez nie również posiłki. Można przypuszczać, że to ten sam
dom, w którym mieszkał później Josef Morgenstern, ale nie ustalono jego
wieku, więc do końca nie wiadomo. Obecnie to miejsce odwiedzane przez wycieczki z całego świata."
Prawda, że robi wrażenie? Mnie ta historia tak nakręciła, że pojechałam do Kocka. Hanna Krall opisała ją w reportażu „Narożny dom z wieżyczką” („Hipnoza”,1989).
Na cmentarz żydowski szłam ul. Radzyńską.
Ul. Radzyńska |
Stanęłam przed bramą i zaczęłam robić zdjęcia, myśląc, że to by było na tyle. Pan opiekujący się cmentarzem pojawił się po kilku minutach (identycznie było w Lesku w Bieszczadach - też zobaczył mnie przez okno). Nie tylko wpuścił na cmentarz, ale też opowiedział sporo ciekawych rzeczy.
Opiekę nad kirkutem zlecił mu po długiej rozmowie przedstawiciel gminy żydowskiej z USA. Opowiadał, jak przyjeżdżają wycieczki i zdarza się, że przechodzą przez ogrodzenie, żeby uniknąć opłat. Ale najbardziej szokująca była dla mnie opowieść o tym, jak przyjechała wycieczka z Izraela, uczniowie w wieku licealnym, i zaczęli wyrywać macewy. Poustawiali je pod drzewami. Mój rozmówca, który był przecież oficjalnym opiekunem cmentarza, próbował interweniować, rozmawiać z nimi przez tłumacza. Reakcja była żadna. Niepojęte...
Oprócz wyrwanych macew, o drzewa oparte są też fragmenty przerobione na koła szlifierskie już po wojnie.
Na szczęście części macew nie zdołali wyrwać i pozostały na swoim miejscu.
W sumie jest ich ok. 40.
W latach 1987-90 ogrodzono kirkut i odbudowano ohel, w którym pochowani zostali:
- Menachem Mendel z Kocka (1787 r. - 1859 r.), założyciel dynastii cadyków kockich, nauczyciel między innymi Izaaka Meira Rothenberga z Góry Kalwarii,
- Beniamin Morgenstern, syn Menachema Mendla, zięć Abrahama Mordechaja z Góry Kalwarii, zmarł w 1866 roku w wieku 26 lat,
- Dawid Morgenstern, syn Menachema Mendla, według znanego badacza dziejów polskich Żydów Marcina Wodzińskiego "jeden z najbardziej błyskotliwych umysłów swojego pokolenia", zmarł w 1893 roku,
- Jakub Jozue Morgenstern, zmarły w 1907 roku syn Dawida, cadyk od 1906 roku,
- Dow Zeew kohen Rappaport, zmarły w 1901 roku syn Izraela kohena z Pińczowa, zięć cadyka Menachema Mendla.
Dynasta cadyków była dość liczna, sięgała również Parczewa, gdzie swój dwór miał cadyk Abraham Bornstein, zięć Menachema Mendla Morgensterna.
Podczas wojny kirkut został zdewastowany i miały tu miejsce egzekucje. Czytam, że miejsca pochówku ofiar nie są znane, ale dowiedziałam się, że byli ludzie, którzy to widzieli, i że wiadomo, gdzie to jest. Na tyłach cmentarza jest taka dolinka, ogromny dół czy obniżenie terenu. Podobno tam.
Oprócz Domu Cadyka i kirkutu, w Kocku zachowało się sporo przedwojennej zabudowy, przeważnie żydowskiej. Żydzi zaczęli osiedlać się w Kocku na początku XVII w. i właściwie w ciągu całej historii miasta stanowili jego większość. W roku 1927 było to 68% mieszkańców.
W międzyczasie szłam jeszcze na cmentarz, żeby zobaczyć kaplicę cmentarną pw. św. Michała Archanioła, ale trudno było się tam dostać i w rezultacie zobaczyłam ją tylko z wiaduktu. Jest biała albo kremowa, klasycystyczna.
Czy warto jechać do Kocka? Oczywiście, że tak. Żadne z miejsc, które chciałam zobaczyć mnie nie rozczarowało. Niczego nie zburzono, a to, co widziałam oceniam na 100%. Miasteczko jest małe, sympatyczne, przyroda na wyciągnięcie ręki. Ja spędziłam tam pół dnia, trochę w mieście, trochę poza.
Bardzo polecam!
http://shtetlroutes.eu/pl/kock-karta-dziedzictwa-kulturowego/
http://www.lubelskieklimaty.pl/atrakcje-turystyczne/inne-budowle/887-kock-dom-cadyka.html
http://www.kirkuty.xip.pl/kock.htm
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wikipedia:Wiki_Lubi_Zabytki/lubelskie/powiat_lubartowski/gmina_Kock
Stare zdjęcia
Spacer wirtualny
- Beniamin Morgenstern, syn Menachema Mendla, zięć Abrahama Mordechaja z Góry Kalwarii, zmarł w 1866 roku w wieku 26 lat,
- Dawid Morgenstern, syn Menachema Mendla, według znanego badacza dziejów polskich Żydów Marcina Wodzińskiego "jeden z najbardziej błyskotliwych umysłów swojego pokolenia", zmarł w 1893 roku,
- Jakub Jozue Morgenstern, zmarły w 1907 roku syn Dawida, cadyk od 1906 roku,
- Dow Zeew kohen Rappaport, zmarły w 1901 roku syn Izraela kohena z Pińczowa, zięć cadyka Menachema Mendla.
Kartki z prośbami |
Podczas wojny kirkut został zdewastowany i miały tu miejsce egzekucje. Czytam, że miejsca pochówku ofiar nie są znane, ale dowiedziałam się, że byli ludzie, którzy to widzieli, i że wiadomo, gdzie to jest. Na tyłach cmentarza jest taka dolinka, ogromny dół czy obniżenie terenu. Podobno tam.
Oprócz Domu Cadyka i kirkutu, w Kocku zachowało się sporo przedwojennej zabudowy, przeważnie żydowskiej. Żydzi zaczęli osiedlać się w Kocku na początku XVII w. i właściwie w ciągu całej historii miasta stanowili jego większość. W roku 1927 było to 68% mieszkańców.
W międzyczasie szłam jeszcze na cmentarz, żeby zobaczyć kaplicę cmentarną pw. św. Michała Archanioła, ale trudno było się tam dostać i w rezultacie zobaczyłam ją tylko z wiaduktu. Jest biała albo kremowa, klasycystyczna.
Czy warto jechać do Kocka? Oczywiście, że tak. Żadne z miejsc, które chciałam zobaczyć mnie nie rozczarowało. Niczego nie zburzono, a to, co widziałam oceniam na 100%. Miasteczko jest małe, sympatyczne, przyroda na wyciągnięcie ręki. Ja spędziłam tam pół dnia, trochę w mieście, trochę poza.
Bardzo polecam!
http://shtetlroutes.eu/pl/kock-karta-dziedzictwa-kulturowego/
http://www.lubelskieklimaty.pl/atrakcje-turystyczne/inne-budowle/887-kock-dom-cadyka.html
http://www.kirkuty.xip.pl/kock.htm
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wikipedia:Wiki_Lubi_Zabytki/lubelskie/powiat_lubartowski/gmina_Kock
Stare zdjęcia
Spacer wirtualny
Przez Kock przejeżdżam od 25 lat, jadąc do teściów....dzięki Twojej świetnej relacji już wiem, że następnym razem robię tam długi postój !
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto. Ten dom cadyka to unikat.
Usuń